Miał być chlubą polskiej energetyki… węglowej. Tak, w czasach odchodzenia od paliw kopalnych i realizacji celów klimatycznych zawartych w Porozumieniu Paryskim. Kolejne rządy, najpierw PO, potem PiS twardo stawiały na węgiel brunatny. Najnowocześniejsza w Europie jednostka energetyczna na to paliwo przeszłości, blok nr 7 elektrowni Turów, kosztowała 4,3 mld złotych. Oddano ją do użytku wiosną 2021 roku. Od tamtej pory na skutek częstych awarii i koniecznych napraw nowy blok nie działał w ogóle przez łącznie około 1 rok i 4 miesiące. A z pełną mocą pracował łącznie zaledwie rok. 

Greenpeace sprawdził godzina po godzinie, jak blok 7 funkcjonował pomiędzy wiosną 2021 a wiosną 2024 roku. Dane te są ogólnodostępne. I przerażające. Jeszcze w 2022 roku, po pierwszych wskazaniach, że nowy blok nie działa, Greenpeace złożyły do NIK wniosek o kontrolę i zbadanie przyczyn awarii oraz skutków finansowych. Niestety, jak dotąd NIK nie podjął sprawy. 

Zarządzająca zespołem kopalni odkrywkowej węgla brunatnego i elektrowni Turów spółka PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna (PGE GiEK), stojąca twardo na straży polskiego skansenu energetycznego (na polecenie kolejnych rządów), odkąd tylko zaczęły się problemy z nowym blokiem promuje elektrownię Turów i sąsiadującą z nią kopalnię węgla brunatnego jako podporę naszego bezpieczeństwa energetycznego, generującą, wedle podawanych przez siebie statystyk, do 7 procent polskiej energii elektrycznej i zasilającej ponad 3 miliony gospodarstw domowych. Tymczasem jak wynika z raportu spółki PGE S.A. za I kwartał 2024 roku produkcja energii elektrycznej netto w elektrowni Turów spadła o 30 proc. w stosunku do analogicznego okresu w 2023 roku. W samym 2023 roku produkcja energii elektrycznej z węgla brunatnego spadła o 25 proc. rok do roku. 

Niestabilna praca nowego bloku oraz wygaszanie starych jednostek stawia pod znakiem zapytania przyszłość kopalni i elektrowni Turów i co za tym idzie przyszłość mieszkańców regionu turoszowskiego, bo już niebawem feralny blok stanie się jedynym w tamtejszej elektrowni. Oczywiście, gdyby w Polsce realizowano racjonalną politykę energetyczną, prowadząc transformację zgodnie z międzynarodowymi zobowiązaniami i, przede wszystkim, trendami rynkowymi, nad Turowem już dawno nie powinno być znaku zapytania. Nie oszukujący lokalnych społeczności i ogółu Polaków i Polek rząd powinien już dawno zacząć prowadzić politykę faktów i ogłosić, że funkcjonowanie kompleksu Turów do 2044 roku to mrzonka. Region nie straciłby wtedy możliwości sięgnięcia po unijne środki z Funduszu Sprawiedliwej Transformacji. Wśród zatwierdzonych w 2022 roku przez Komisję Europejską planów sprawiedliwej transformacji polskich regionów górniczych nie było regionu turoszowskiego. A mówimy o pomocy o wartości 17,5 miliardów euro, która została przez Unię Europejską zaplanowana właśnie po to, aby pomóc najbardziej narażonym na negatywne skutki transformacji regionom w Europie. Polska była największym beneficjentem tego pomysłu i otrzymała 3,5 miliarda euro, czyli 15 miliardów złotych.

Tymczasem nic nie zapowiada zmiany prowadzonej do tej pory polityki wobec Turowa. Od sześciu miesięcy rząd Donalda Tuska idzie śladami swoich poprzedników. A terminy wyłączenia starych bloków węglowych w Turowie zbliżają się nieubłaganie. Aż cztery z siedmiu działających tam jednostek powinny zostać wygaszone już w 2025 roku. Kończy im się wtedy gwarantowane finansowanie z tzw. rynku mocy. Brak tych kontraktów oznacza utratę rentowności działających bloków. Rządowi udało się jednak uzyskać od Rady UE derogację, pozwalającą przedłużyć kontrakty z rynku mocy o trzy lata. Kolejne trzy bloki, wybudowane po roku 2000, także stracą rentowność w 2028 roku. Rada UE, zezwalając na wydłużenie kontraktów o trzy lata, zapowiedziała, że więcej takich derogacji nie udzieli.

W Turowie zostanie potem już tylko awaryjny blok 7, który – pracując czy nie – ma zapewnione finansowanie z rynku mocy do 2035 roku. Po tym czasie ostatni blok zostanie zamknięty. Jaka więc przyszłość czeka pobliską odkrywkę, której funkcjonowanie jest ściśle połączone z elektrownią? Rząd i PGE GiEK utrzymują, że kopalnia działać będzie aż do 2044 roku. Ta data widnieje w wydanej przez Ministerstwo Klimatu koncesji j, uprawniającej do prowadzenia wydobycia. Jednak biorąc pod uwagę tempo wygaszania starych bloków oraz awaryjność nowego jest wysoce prawdopodobne, że kopalnia zostanie zamknięta jeszcze przed 2035 rokiem, Zapotrzebowania na węgiel zwyczajnie nie będzie. Sprawę komplikują także liczne postępowania sądowe, które mogą doprowadzić do tego, że PGE GiEK utraci możliwość dalszego wydobycia w Turowie. Obecnie takich postępowań toczy się kilkanaście, a w marcu na wniosek m.in. fundacji Greenpeace Polska i Frank Bold, Wojewódzki Sąd Administracyjny uchylił ważność dokumentu uprawniającego do wydania koncesji. Sprawa zostanie rozpatrzona przez Naczelny Sąd Administracyjny. Jeśli podtrzyma on orzeczenie sądu niższej instancji  PGE GiEK najprawdopodobniej straci koncesję na wydobycie. Trzymanie się absurdalnych deklaracji, że w Turowie będzie “business as usual” grozi zapaścią gospodarczą całego regionu turoszowskiego i naraża górników na gwałtowną utratę miejsc pracy.   

Koszty produkcji energii z OZE nieustannie spadają. Każdego miesiąca polska energetyka ze źródeł odnawialnych bije rekordy generacji. Udawanie, że kopalnia i elektrownia Turów będą miały jakikolwiek sens po 2035 roku jest zwyczajnie nieodpowiedzialne.  Zamiast sprawiedliwej, planowej transformacji energetycznej z wykorzystaniem funduszy unijnych, regionowi grozi niekontrolowany upadek. Gwałtowne załamanie lokalnej gospodarki poskutkuje kryzysem społecznym i ekonomicznym. Można tego wszystkiego uniknąć. A równocześnie zadbać o realizację zobowiązań z Porozumienia Paryskiego. Wystarczy przestać finansować węglową fikcję i zacząć pracę nad wolną od paliw kopalnych przyszłością.