Dwudziestego maja ukazała się w papierowym i internetowym wydaniu “Rzeczpospolitej” analiza dwojga naszych autorów, Mai Ozbayoglu i Mikołaja Gumulskiego, zestawiająca faktyczne rozwiązania dotyczące rolnictwa i ochrony środowiska planowane w tzw. Zielonym Ładzie z antyzielonoładową retoryką, narzuconą przez niektóre kręgi producentów rolnych i ugrupowania prawicowe.  Tej retoryce, niestety, podporządkował się także premier Donald Tusk.  Greenpeace Polska postanowił się przyjrzeć, ile jest w niej prawdy. 

Zielony Ład oczami dużych producentów kontra realia małych i średnich gospodarstw

Wśród polskich protestujących dominowały hasła o zakazie importu ukraińskich produktów rolnych i odstąpieniu od Zielonego Ładu. Problem z Ukrainą nie ma łatwego rozwiązania, bo dotyczy światowego rynku i istniał też przed otwarciem rynku unijnego na produkty stamtąd. Na niekorzystne dla polskich rolników światowe ceny pszenicy duży wpływ ma także rosnący eksport z Rosji, o czym protestujący zdali się nie pamiętać.  Natomiast jeżeli chodzi o EZŁ, to wbrew temu, co słyszeliśmy na ulicach, ma on na celu rozwiązać jeden z głównych problemów rolnictwa, jakim są powiększające się różnice dochodowe między mniejszymi i większymi gospodarstwami, w tym rolnictwem wielkoobszarowym. Główne cele EZŁ i WPR zakładają zniwelowanie tych różnic oraz ochronę małych gospodarstw, które stanowią większość na terenie całej Unii. W Polsce aż 74% rolników (ok. miliona gospodarstw) gospodaruje na przestrzeni mniejszej niż 10 ha i łącznie posiadają ok. 25% polskich gruntów. Pomoc ta polegałaby, m.in. na zwiększonych płatnościach redystrybucyjnych, interwencjach w zakresie małego przetwórstwa, wsparciu na rozwój handlu detalicznego i uzupełniającym wsparciu dla młodych rolników. Ponadto nowa wersja WPR w większym stopniu wiąże też wsparcie ze stosowaniem praktyk przyjaznych dla środowiska. To z kolei wpisuje się m.in. w oczekiwania konsumentów, dla których jakość żywności i wpływ jej produkcji na środowisko ma coraz większe znaczenie. 

Ugorowanie — o co chodzi z tym hasłem? 

Jednym z najbardziej budzących sprzeciw rolników rozwiązań jest nakaz ugorowania — czyli nieprowadzenie produkcji rolnej na części gruntów, w przypadku WPR ten odsetek wynosi 4 procent. Warto jednak się bliżej przyjrzeć problemowi, zamiast szerzyć kłamstwa i straszyć hasłami, jak: „dziś 4% ugorowania, jutro zakaz używania samochodów”.  

Jakość polskich gleb należy do najniższych w Europie. Rolnictwo od lat zmaga się też z suszami, co bezpośrednio przekłada się na plony i zyski rolników, a w dobie postępujących zmian klimatu sytuacja będzie się tylko pogarszać. Ugorowanie jest istotne przede wszystkim dla zadbania o jakość gleb, a dobrej jakości gleby m.in. lepiej zatrzymują i magazynują wodę, co również częściowo  ma wychodzić naprzeciw problemom związanym z suszami. Obowiązek ugorowania zapisany w WPR na lata 2023-2027 dotyczy tylko gospodarstw powyżej 10 ha, a tak jak już wyżej zostało wspomniane — prawie ¾ polskich gospodarstw ma poniżej 10 ha, co zwalnia ich z tego obowiązku. Odstąpienie od tej zasady może oznaczać zwiększenie produkcji w krajach, w których dominują duże gospodarstwa (jak Francja czy Niemcy). To z kolei może negatywnie się odbić na sytuacji większości polskich rolników, co pokazuje zupełnie inny obraz skutków ugorowania niż ten promowany przez organizatorów protestów rolniczych. 

Czego tak naprawdę chcą Polki i Polacy? 

Podczas gdy tylko mała część społeczeństwa, reprezentująca głównie interesy dużych agroholdingów i skrajnie prawicowych ugrupowań, wyszła na ulice, protestując przeciwko zielonym regulacjom, znacząca większość polskiego społeczeństwa obserwująca te wydarzenia z boku jest zupełnie innego zdania i też zgodnie z tymi poglądami oddała głos 15 października. Jak wynika z raportu Instytutu Spraw Publicznych: jakość żywności liczy się dla 95% Polek i Polaków, a lokalność żywności i jej bezpośrednie pochodzenie od rolnika dla około ¾ społeczeństwa. Początkowy kształt Europejskiego Zielonego Ładu, bez ostatnich zmian postulowanych przez m.in. polski rząd, miał odpowiadać na te potrzeby. Jednak obecna postawa Donalda Tuska i niektórych jego koalicjantów sprawia, że zarówno interesy przyrody, od której zależymy jako ludzkość, jak i bezpośrednio Polek i Polaków nie są brane pod uwagę. Nie da się produkować zdrowej żywności w zanieczyszczonym środowisku. Nic również nie urośnie na spustynniałych glebach, a pszczoły miodne i dziko żyjące nie zapylą roślin, które stanowią ponad 1/3 naszej codziennej diety, bo ich fizycznie zabraknie na skutek zaniku bioróżnorodności i nadmiernego stosowania toksycznych pestycydów. 

Adekwatne wprowadzenie tych polityk może być gwarantem naszego bezpieczeństwa — bezpieczeństwa żywnościowego, klimatycznego, ale i szerzej demokratycznego w ramach silnej wspólnoty europejskiej. Stabilniejszy klimat, czystsze środowisko, większa różnorodność biologiczna — to są również elementy, które przyczynią się do lepszych warunków produkcji dla środowisk rolniczych, na czym Polska będzie mogła budować swoją konkurencyjność, jak i zagwarantują zdrowszą żywność dla konsumentów. Takiej Polski życzy sobie większość naszego społeczeństwa — również takiej Polski, która dostaje na realizację tych progresywnych polityk wystarczające środki od silnej, demokratycznej i ambitnej Unii Europejskiej. W tym celu potrzebne są jednak adekwatne do skali problemu działania polskiego rządu, jak i zmobilizowane społeczeństwo gotowe pójść na wybory 9 czerwca i wybrać nową, silną grupę osób godnie nas reprezentującą. 

Link do artykułu:
https://www.rp.pl/opinie-ekonomiczne/art40393851-maya-ozbayoglu-mikolaj-gumulski-w-sprawie-zielonego-ladu-premier-dziala-wbrew-woli-swoich-wyborcow

Donald Tusk i Ursula von der Leyen, © European Union, 2024